Czy pamięta ktoś jeszcze dyskusję jaką wywołał artykuł o najtrudniejszym języku świata? Pamiętając o tym, szczerze mówiąc, wahałem się czy w ogóle jest sens poruszać ten temat, bo i tu może być sporo kontrowersji. Ale przecież obiecałem, a wiele osób wręcz pisało, że nie może się doczekać. Postanowiłem więc spełnić oczekiwania i przedstawić moją opinię na ten temat.
"Najłatwiejszy język świata" to, podobnie jak "najtrudniejszy język świata", temat-rzeka, w którym na dodatek lubi się wypowiedzieć każdy - od osób względnie znających się na językach po ludzi, którzy nie umieją żadnego. I każdy się tym interesuje, bo, jak to pisałem wcześniej, wiedza na temat tego co jest naj- potrafi uprościć postrzeganie świata. Czy tą wiedzę można osiągnąć to już inna sprawa. Ale szkoda czasu tracić na wstęp - przejdźmy do sedna sprawy.
Jeśli ktoś posiada dowody naukowe na to, że jakiś język jest najłatwiejszy na świecie to niech je przedstawi tu i teraz. Nikt takowych nie ma i raczej nie będzie miał. Piszę to dlatego, by już na starcie stwierdzić, że niemożliwym jest spojrzenie na sprawę obiektywnie. Żeby jednak nie było nudno postaram się to ocenić z perspektywy użytkownika języka polskiego.
Jakie języki Polacy uważają za najłatwiejsze?
Szczerze mówiąc zawsze w zdumienie wprawiają mnie wypowiedzi Polaków twierdzących, że najłatwiejsze języki to
angielski,
hiszpański i
włoski. Żeby było zabawnie - z reguły osoby, które te języki rzeczywiście znają biegle, są innego zdania. Jak to więc jest tak naprawdę? Każda osoba przyzna, że podstawy angielskiego do najtrudniejszych nie należą. W zasadzie nie jest potrzebna żadna wiedza o gramatyce - nie ma przypadków, czasowniki się prawie nie odmieniają. Wyrazy natomiast łatwo zostają w głowie ze względu na swoją popularność w dzisiejszej kulturze masowej. Przyznam - podstawy są proste. Problem jednak w tym, że często mamy tendencję do oceniania produktu po okładce, a podstawy są w tym wypadku właśnie tą okładką. Im głębiej poznajemy język, tym jest on trudniejszy. Kto z osób, które twierdzą, że angielski jest najprostszym językiem potrafi stosować wszystkie konstrukcje gramatyczne i używa ich niemal bezbłędnie? Pytam, bo z doświadczenia wiem, że spory procent uczniów angielskiego ogranicza swoją komunikację do 3-4 czasów, ponieważ pozostałe są dla nich czarną magią. Czasem nawet tak teoretycznie proste i podstawowe rzeczy jak rodzajniki "a/an/the" potrafią sprawić problem osobom, które uważają, że język angielski jest prosty. A jest jeszcze mnóstwo innych rzeczy, z których ludzie często sobie nawet nie zdają sprawy i lubią mówić, że znają język. Podobnie ma się zresztą sprawa z włoskim i hiszpańskim - mam wrażenie, że odsetek osób faktycznie mówiących tymi językami jest bardzo niewielki w porównaniu do tych, które zaczynają się go uczyć. Opinia osób władających językiem hiszpańskim bardzo dobrze była zawsze taka sama - to nie jest wcale tak prosty język jak się na początku wydaje.
Jeśli ktoś chciałby spróbować czegoś prostszego, ale podobnego to polecam
esperanto. Sam nie jestem entuzjastą języków sztucznych, bo uważam je za "pozbawione duszy" (cokolwiek to może oznaczać), ale jeśli kogoś interesuje nauka czegoś co stworzono jako najprostszy język świata to zachęcam. Może się wam spodoba.
Tak rozprawiliśmy się ze stereotypami, więc jeszcze pozostała odpowiedź na pytanie jaki jest najłatwiejszy język. Uważam, że należy je rozpatrzeć przynajmniej na dwa sposoby.
Po pierwsze: ze względu na pokrewieństwo językowe. Po drugie: ze względu na chęć i możliwości nauki.
Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że
najbliższe językowi polskiemu są inne języki słowiańskie. Podobieństwa są wszędzie. Od słownictwa po gramatykę - wszystko jest niemal identyczne (wyjątek stanowi tu język bułgarski, który, jak już wspominałem jest dość nietypowym przedstawicielem Słowiańszczyzny). W zasadzie w językach słowiańskich nie ma rzeczy, które radykalnie różniłyby się od polskiego i mogły sprawiać szczególną trudność. I nie piszę tego po to, by powiedzieć wszystkim, że rosyjskiego bądź serbskiego można się nauczyć w tydzień - dochodzenie do stanu idealnego i tak trwa latami. Opanowanie każdego języka obcego na poziomie bliskim rodzimego użytkownika jest niezmiernie trudne. Rozpoczynając jednak wyprawę w świat słowiański mamy na starcie ogromny bagaż słów i zasad gramatycznych, którego nie da się porównać z czymkolwiek innym. Wszystkie te rzeczy, których w języku rosyjskim się boją ludzie z Europy zachodniej takie jak przypadki są dla nas czymś oczywistym. Coś z czym Niemiec będzie walczył przez całe życie Polak jest w stanie opanować w ciągu kilku dni (wyłączając sytuacje, w których stosuje się inny przypadek, ale tych jest względnie niewiele). Dodatkowo od samego początku posiadamy pewien automatyzm wypowiedzi, którego nabycie w innych językach zabiera trochę czasu.
Dlaczego np. Holendrzy czy Szwedzi tak dobrze umieją angielski? Bo są bardziej pracowici od nas? Nie sądzę. Bo mają filmy puszczane z napisami zamiast dubbingu? Słoweńcy też mają, a po angielsku nie mówią. Poza tym w erze internetu i ogólnodostępnych odtwarzaczy DVD oglądanie filmów z napisami jest rzeczą na jaką niemal każdy może sobie pozwolić, a jednak największy odsetek osób mówiących po angielsku jest w krajach, gdzie urzędowymi są języki germańskie. Przypadek? No właśnie nie. Podobieństwo języków odgrywa ogromną rolę, jeśli chodzi o możliwości ich opanowania.
Jaki język słowiański jest natomiast najprostszy? Nie wiem. Wydaje mi się, że rosyjski i ukraiński, ale już mi niegdyś zarzucano, że
demonizuję trudność języka czeskiego, więc nie chcę być o to oskarżany kolejny raz. Dla mnie czeski wydał się dość trudny i bardzo nieregularny gdy go porównałem do dwóch języków wschodniosłowiańskich. Każdy jednak może mieć inne wrażenia. Języki południowosłowiańskie są natomiast trochę trudniejsze. Serbski posiada kilka cech, które może nie są szczególnie irytujące, ale nie ma ich w języku polskim. Niektóre rzeczy jak np. aspekt czasownika są postrzegane zupełnie inaczej, co zmniejsza dawkę "automatyzmu" jaką mamy w przypadku rosyjskiego i ukraińskiego. Do tego wypada znać kilka czasów, których w polskim nie ma. Bułgarski zaś to w ogóle inna bajka.
Często zdarza mi się też spotkać z opinią, że
najłatwiejszy jest ten język jakiego się chcemy nauczyć. Jest w tym sporo prawdy - motywacja to bardzo często kluczowy czynnik, pozwalający przetrwać nawet
największe fazy plateau. Nie jest jednak lekiem na wszystko. Zapaleniec uczący się xhosa może mieć większe problemy niż osoba, którą zmusza się do nauki słowackiego. Podobnie ma się kwestia ze źródłami - co z tego, że nagle zupełnie szczerze postanowię, że nauczę się dolnoniemieckiego (Plattdeutsch - trochę
pisałem o tym już wcześniej) jeśli język ten nie jest skodyfikowany, brakuje gazet, literatury, czy wreszcie, co najważniejsze, ludzi, z którymi mógłbym porozmawiać. Choć nie przeczę - motywacja odgrywa bardzo istotną rolę jeśli chodzi o stopień trudności języka i potrafi zarówno ułatwić naukę czegoś trudnego, jak i, gdy jej brak, obrzydzić naukę czegoś łatwiejszego.
I tak oto wyszedł jeden z dłuższych postów jakie kiedykolwiek się pojawiły na tym blogu. Oczywiście możecie się zgodzić lub nie - każdy komentarz na poziomie i jakieś nowe wątki w dyskusji zawsze będą mile widziane. Zachęcam też do ciągłej, codziennej pracy - bez tego żadna motywacja, podobieństwo leksykalno-gramatyczne i różne tego rodzaju rzeczy na nic się nie zdadzą. Pozdrawiam wszystkich i sukcesów życzę!
Podobne posty:
Najtrudniejszy język świata
Ile obcości jest w języku obcym?
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?
Jakiego języka warto się uczyć?