Świetny tekst! Ja sama eksperymentuje na sobie różne metody, warto je znać by móc jakąś wybrać dla siebie ;) "... z językami jest trochę jak z pieniędzmi - jeśli same w sobie są celem, to są nic nie warte." Prawda. Choćby mnie ktoś zmuszał, błagał nie zaczęłabym się uczyć np. niemieckiego, po prostu go nie "czuję". A tymczasem idę się uczyć... angielskiego ;)
@Ksy Dzięki:) Jeszcze pamiętam jak pochwaliłem to, że postanowiłaś się skupić właśnie na angielskim.
A metody warto znać, ale nie warto im poświęcać tyle uwagi, ile jest im poświęcane tu i ówdzie. Ludzie natomiast często wpadają w taką pułapkę, że znacznie więcej czytają o metodach niż rzeczywiście się uczą. I przez pewien, na szczęście dość krótki, czas sam popełniałem ten błąd. Powodzenia w Twoim angielskim życzę!
Świetny wpis! Cóż, chyba większość z nas (czytaj: maniaków językowych) przeszła przez etap "cudownych metod", mając nadzieję że nastąpi cud i nagle wszystko będzie szło gładko i pięknie. Moja 13-letnia kuzynka, którą zaraziłam fascynacją językami, jest na etapie wyszukiwania magicznych sposobów, które pozwolą jej lekko, łatwo i przyjemnie wchłonąć język (jak np. zasypianie ze słuchawkami w uszach, dzięki czemu na drugi dzień wszystkie słówka i zwroty zostaną w głowie...). Niestety życie pokazuje, że jak nie ma "diety cud" tak i nie ma "metody cud" idealnej i niezawodnej :). Jak napisałeś, trzeba eksperymentować, poznawać swoje możliwość, wady i zalety. I uzbroić się w cierpliwość, bo nauka języka to ciężka praca :). Ale jaka satysfakcja, kiedy widzi się rezultaty! Dodam jeszcze od siebie, żeby nie patrzeć na innych i nie porównywać się do nich. Wspomniana wcześniej kuzynka ciągle dołuje się jak mało wie w porównaniu do mnie. I zawsze odpowiadam jej "Kasiu, porównaj swoją obecną wiedzę i umiejętności do tego co było np. dwa lata temu. Teraz jesteśmy w stanie sobie siedzieć i rozmawiać po angielsku, a wtedy? Płakałaś, bo nie umiałaś odróżnić czasownika be od have. Miej na uwadze ile ja mam lat i jak długo się uczę, a ile Ty" :) Nie wolno się tak dołować! Że X już umie to i to, a Y zdał CAE, a jeszcze ktoś tam zna pięć języków. Liczymy się My i to co sami osiągnęliśmy!
Oj, tak, tak jak wy przez jakiś czas zamiast wziąć się za naukę czytałem jak to robić, od czego zacząć itd. Miało to także dobre strony bo szczerze mówiąc dzięki właśnie temu ukształtowałem swoje osobiste i bardzo pomocne mi metody ; )
Wiele razy podczas swojej nauki właśnie postępowałem tak jak na końcu swojego komentarza pisze Ev, patrzyłem na osiągnięcia innych a nie swoje. Teraz jednak wiem, ze to mi nic nie da. Lepiej późno niż wcale ; ))
Ja się już naczytałem rożnych rzeczy i ostatecznie stosuje metodę której nikt jakoś nie opisuje(w każdym razie nie natrafiłem).
Biorę tekst w języku obcym, przepisuje, tłumacze.
Uczę się w ten sposób jednocześnie pisma, słówek, ich zastosowania, konstrukcji języka, praktycznej gramatyki(teorie(podstawy) przerobiłem zaraz po nauczeniu się alfabetu).
Fiszki to dla mnie jakaś pomyłka. Takie słówka bez kontekstu nie wchodziły mi zupełnie.
A już programy do fiszek to IMO strata czasu(zresztą podobno mózg lepiej pamięta jeśli pisać ręcznie(były takie badania nawet chyba)).
No a dla uzupełnienia słucham rożnych nagrań.
Oczywiście nie twierdzę, że taki sposób nauki dla każdego będzie dobry i absolutnie zgadzam się, że należy wypracować własną metodę.
Ja akurat dużo lepiej operuje na tekście ,ale u mojej znajomej na przykład bardziej skuteczne są metody typu pimsleur.
Karol to, że zniechęcasz do czytania swojego bloga, to... jest dziwne, ale w porządku, 'twoje zabawki'. Ale, że zniechęcasz do czytania również innych blogów, to to... to już jest zwyczajnie niekoleżeńskie ;)
Kiedyś nauczyłam się w miarę dobrze angielskiego, i z tym "bagażem" doświadczeń sięgnęłam po francuski,mam za sobą też kilka niepowodzeń (niemiecki, hiszpański i włoski) i zgodzę się z autorem, że aby nauczyć się skutecznie języka trzeba mieć w tym coś dla siebie, jakiś cel. Język jest narzędziem, który używamy w jakimś konkretnym celu. Jeżeli nie, jest to narzędzie zbyteczne. Natomiast metody, blogi.. myślę, że one są niesamowicie ważne, bo motywują. Fajnie jest "pogadać" i wymienić się doświadczeniami, ważne, żeby nie przesadzić :)
12 stycznia ukaże się książka Michaela Erarda "Babel No More" własnie im poświęcona. W przeciwieństwie do większości blogerów i dziennikarzy piszących o językach, Erard zna się na rzeczy, więc książka powinna być b. interesująca i kształcąca.
*Anonimowy a kto powiedział, ze ucząc się poprzez fiszki nie uczymy się słownictwa z kontekstu? Trzeba po prostu samemu robić fiszki, takie jakie będą nam najbardziej odpowiadały.
*Rameau, wydaje mi się, ze Karol miał na myśli osoby, które poświęcają czas tylko na blogi i czytanie o metodach zamiast się wziąć do nauki. Wiele jest takich osobników ; )
@Raija Zacny komentarz, naprawdę. Tak, jak powiedziałaś, "liczymy się tylko my i to co sami osiągnęliśmy". A dołowanie się z jakiegoś powodu jeszcze nikomu w niczym nigdy nie pomogło.
@Sitar Falemnderit:) Wszystko fajnie, tylko że Ev swojego komentarza nie zostawiła (przynajmniej jeszcze), nad Tobą była Raija;)
@Rosolne_Opium Właśnie pisałem o tym, by się najlepiej o tego typu rzeczy nie pytać;) Ale dobrze... Wszystko zależy od tego jakie to jest słowo i jaki język. Z angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego i serbskiego jeśli napotykam jakieś nieznane mi słowo (ale sensowne, bo nie zapamiętuję na siłę słów w rodzaju пунцовый, które oznacza "pąsowy") przepisuję często całe zdanie do zeszytu. Gdy mam kilka wolnych minut przeglądam sobie zdania wypisane w ciągu kilku ostatnich dni. Po tygodniu, gdy je teoretycznie umiem wrzucam wszystko do Anki i wtedy działa to znacznie lepiej, niż gdybym wrzucił do Anki natychmiast. Z albańskiego robię podobnie, ale oprócz tego przerabiam podręcznik, którego treść powtarzam tak często, że nie ma najmniejszego sensu wrzucać go do Anki (chyba, że wtedy gdy będę tłumaczył z polskiego i robił jakieś znaczące błędy). I tyle - nie sądzę jednak, by każdemu się taki rodzaj pracy podobał, ani też nie uważam, że jest to najlepszy sposób.
@Natalie Ja robiłem to samo, ale nawet wtedy jest to tak naprawdę ograniczanie samego siebie. Przynajmniej ja w pewnym momencie stwierdziłem, że tak naprawdę ograniczam samego siebie i się nie rozwijam. Jest tyle innych ciekawych rzeczy do czytania przecież:)
@Anonimowy Przedstawianie swoich metod jest zawsze na miejscu:) Dzięki!
@gregloby Językowe blogowanie się zbytnio rozrosło i przebiegle dążę do jego destrukcji;) Naturalnie jeśli ktoś to źle zrozumie to przestanie czytać blogi językowe. I nie będzie w tym nic złego - mnóstwo ludzi nauczyło się języków zanim takie blogi istniały:) Jeśli ktoś to dobrze zrozumie to najzwyczajniej w świecie przestanie traktować blogerów jako guru w danej dziedzinie. Nadal będzie czytał kilka blogów, ale powstrzyma się od stwierdzeń, że "X" ma taką i taką metodę i rzekomo udowodnił, że jest lepsza. To jest, moim zdaniem, całkowicie bez sensu.
@Rameau Otóż to, "ważne, żeby nie przesadzić":)
@peterlin Na książkę pana Erarda również czekam, tym bardziej, że nie od dziś wiadomo, że ma być wydana.
Niby banalne, ale jestem za tym, aby o tym wszystkim przypominać i przypominać. Sama czasem wpadam w taką pułapkę czytania o nauce zamiast faktycznego wzięcia się za tę naukę, dobrze więc, jak ktoś Cię tak blogowo upomni;)
A każdą metodę, jak napisałeś, trzeba dopasować do siebie, bo tylko to da nam jakieś gwarancje przyszłego sukcesu. Inna sprawa, że takie dopasowywanie do siebie odpowiedniej metody jest bardzo ciekawe, po cóż więc powierzać to zadanie innym :)
O tak ile książek już nie przeczytałam, które miały mi pokazać złoty sposób na naukę języka... Jakie zwykle było moje rozczarowanie, kiedy okazywało się, że tak na prawdę nie jest to nic odkrywczego albo to, że ktoś kto biegle włada jakimś językiem niestety nie nauczył się go poprzez wkładanie książki pod poduszkę a jedynie dzięki swojej pracy ( nie wstawiam słowa ciężkiej, bo kojarzy się ona z czymś negatywnym zamiast z przyjemnością ;) ). Teraz kiedy spotkam opis jakiejś metody to zastanawiam się czy mogę go włączyć do mojej językowej rutyny i nie traktuję tego jak instrukcję co i jak mam robić, bo jak nie to nici ze znajomości języka. Pewnie z tego powodu zraziłam się bardzo do goldlist, ze względu na fakt, że jej autor usilnie próbował przekonać wszystkich, że to jedyna i niezawodna metoda, koniec kropka. Każdy chyba przechodzi przez taki etap kiedy chce, żeby język sam nam wszedł do głowy aż ostatecznie dociera do momentu kiedy przejmuje całą odpowiedzialność za swój poziom języka i nie próbuje już niczego zwalać na nauczycielkę ani zły podręcznik czy metodę...
@Aruenna Zgadzam się z Tobą do tego stopnia, że aż nie wiem co dopisać. Może zapytam się po prostu kiedy nowe wpisy u Ciebie (po cichu liczę na jakieś posty z zakresu niemieckiej dialektologii)?
@Aleksandra To ciekawe. Stosowałaś goldlist? I jakie miałaś z tego wrażenia?
Nowe wpisy bardzo wkrótce, miło, że na nie czekasz:) A skoro ciekawi Cię niemiecka dialektologia, to i o tym napiszę, ale najpierw opublikuję te, które pozaczynałam sobie pisać, ale potrzebują jeszcze dokończenia. :)
Świetny blog - znalazłam go kilkanaście dni temu i bacznie obserwuję. W moim przypadku mam coraz częściej wrażenie, że szewc bez butów chodzi. Mówię biegle po niemiecku, skutecznie uczę innych, a ostatnio ciężko mi się zmotywować do codziennej pracy nad językiem włoskim. Jeszcze niedawno z zapałem spędzałam 2 godziny dziennie nad różnymi materiałami i z tygodnia na tydzień czułam różnicę. To chyba jeszcze nie plateau, tylko dopadło mnie lenistwo... Mam takie objawy jak Aruenna - wolę czytać o nauce niż się uczyć. No cóż- czytanie waszych blogów językowych wciąga nie mniej niż uczenie się. Pozdrawiam!
Moim marzeniem jest poznać jak najwięcej języków ,oczywiście płynnie. W każdym widzę coś specjalnego co mnie pociąga, ale z czystej ciekawości chiałbym już widzieć ile normalny człowiek, potrafi nauczyć się jeżyków. (Nie mówiąc o tych oszustach znających po 100 języków) Ile języków Pan już zna płynnie? Mógłby pan wymienić jakie?
Bardzo mądry tekst. Między innymi właśnie za takie rozprawianie się z mitami uwielbiam Twój blog. I dziękuję za filmik o rekordziście Guinessa - obśmiałam się jak norka.
Ostatnio ktoś na Twoim blogu pytał, czy może nauczyć się bodaj rosyjskiego na poziomie B1/B2 w półtora roku. Sprawdziłam, że to poziom, uwzględniający również wykorzystywanie języka zawodowo i zastanowiło mnie, czemu ten ktoś nie zaczyna po prostu pracować we właściwym środowisku, bo to owszem pozwoliłoby mu osiągnąć potrzebny poziom. Ale wielu ludzi ma wyobrażenie "powinienem się nauczyć języka X w czasie Y" w totalnym oderwaniu od jego... używania. Dla mnie to jakiś absurd.
Napisałeś, że żeby nauczyć się języka, trzeba mieć w tym cel. Tak, ale (co też bardzo ważne) to musi być cel bliski. Czyli nie "muszę się nauczyć angielskiego, bo to mi pomoże awansować w pracy" tylko raczej "czytam tekst na interesujący mnie temat, muszę sprawdzić, co znaczy to słowo, żeby go zrozumieć" albo "chcę przekazać X-owi to i to, a on mnie nie zrozumie w żadnym innym języku, to sprawdzę, jak mu to powiedzieć". Dlatego bardzo mądre jest też to, co napisałeś o wejściu w język od razu, o używaniu go ciągle, do czegoś. I masz rację - to nasz styl życia sprawia, że poznajemy konkretne języki, a nie wyobrażenie, że "będę cool jak będę znał ileś tam języków". Język obcy najszybciej poznaje się, jak się go używa do tego, co nas interesuje. Szczególnie jeżeli to jedyna możliwość dotarcia do interesujących nas treści :)
Według mnie istotna jest sama styczność z językiem - oglądając filmy nauczymy się go łatwiej niż czytając jedynie teksty z tłumaczeniem. Zawsze uważałem to za doskonałą metodę, dzięki czemu nie miałem problemów z językami w szkole.
Ebro - wydaje mi się, że ważne jest zaangażowanie. Oglądając film chcesz zrozumieć, o czym mówią. Ale czytając np. książkę, która Cię interesuje, w języku oryginalnym i w razie wątpliwości sięgając do tłumaczenia, osiągniesz ten sam efekt. Podobnie jeśli w pracy masz jakieś teksty, które musisz zrozumieć, żeby dokończyć projekt, to zaangażowanie będzie podobnie wysokie, bo i cel równie bliski. Problem zaczyna się, kiedy czytasz nudne nieinteresujące Cię czytanki z tłumaczeniami. Bo Twoje zaangażowanie przez to znacząco spada.
Komentarzy się znowu namnożyło w trakcie mojej nieobecności, więc postaram się odpowiedzieć na każdy w miarę możliwości.
@Aruenna Jakieś notki o Althochdeutschu albo jeszcze lepiej o Altniederdeutschu byłyby równie mile widziane. Przynajmniej jeśli byłabyś w stanie o takim czymś napisać. Choć czekam na wszystkie.
@Katarzyna Dzięki:) Cieszy mnie, że przybyłaś na tego bloga, bo zawsze cieszę się z każdego nowego czytelnika, a z takiego, który może czasem swoją radą mnie zastąpić (jak chociażby w kwestii języka niemieckiego), tym bardziej.
@Anonimowy Kwestia tego ile się zna języków płynnie jest znacznie bardziej skomplikowana niż się to wydaje na pierwszy rzut oka i obiecuję, że będzie tematem jednego z najbliższych artykułów. Ja mogę tylko powiedzieć, że znam całkiem dobrze angielski, rosyjski, serbski (oraz rozmaite warianty sztokawskiego w mniejszym stopniu) oraz niemiecki. Do tego potrafię czytać i się dogadywać w kilku innych, ale nie uważam tego za jakieś szczególne osiągnięcie.
@Kor-ka Cieszę się, że mój blog potrafi czasem pełnić również funkcję humorystyczną:) To co piszesz to święte słowa i trudno mi się z Tobą nie zgodzić. Ludzie często uważają, że najpierw muszą się nauczyć języka, żeby zacząć go używać - tymczasem w żaden sposób nie nauczą się go lepiej właśnie go używając.
@Ebro Tu bym dodał tylko, że styczność z językiem powinna przybierać takie formy jakie są człowiekowi aktualnie potrzebne. Ktoś kto chce opanować język w celach wybitnie turystycznych niewiele wyciągnie z czytania artykułów o polityce, natomiast ktoś kto chciałby pisać artykuły naukowe względnie niewiele wyniesie z niektórych filmów.
@Olga Cieszę się i naprawdę nie ma za co:)
@Ksy Pozdrawiam również!
@missfashionistka Aj tam mądry;) Zdarzały się na tym blogu mądrzejsze i znacznie ciekawsze. Ale bardzo się cieszę, że się podoba:)
Osobiście znam przynajmniej dwie osoby, które nauczyły się obcego języka bo im się zwyczajnie podobał, bez żadnych innych celów. Nie wszyscy kierują się tym samym a głoszenie tez na podstawie tylko własnych doświadczeń uważam za błędne.
Naturalnie te osoby nie były wcale zainteresowane całym dziedzictwem kulturowym tego języka (filmy, muzyka, książki) bądź nie wykorzystywały go w swoim życiu codziennym, prawda? Ja osobiście nie znam nikogo, kto by się nauczył języka dobrze (powiedzmy, że na poziom C1, żeby nie być gołosłownym) tylko dlatego, że mu się język zwyczajnie podobał. A znam naprawdę zdolne osoby. Natomiast tezy, drogi Anonimie, z reguły głosi się na podstawie własnych doświadczeń.
czy istnieje jakaś metoda (domowa) na pokonanie strachu przed j. angielskim??? uczę się od lat, mam dziesiątki książek, rozumiem wiele, a nadal nie mówię płynnie. nie wierzę w siebie to wiem na pewno, a po drugie angielski kojarzy mi się jako Monstrum, którego nie ogarniam... rosyjski znam biegle, nigdy nie miałam z nim problemów, a ang .... porażka. tym bardziej, że jest mi potrzebny w sprawach naukowo-zawodowych. co mam robić? jak się uczyć, aby dało to jakieś wymierne efekty?
Marta, czytaj teksty związane ze sprawami naukowo-zawodowymi. Nie czekaj, aż będziesz tak dobrze nauczona, żeby korzystać ze swojej wiedzy. Korzystaj już! Ale poza tym, to Cię rozumiem - sama mam jakąś blokadę z angielskim, nie cierpię tego języka, ale znać go niestety trzeba. Poprawiło mi się jak zaczęłam czytać blogi i prasę po angielsku, choć nie polecam szczególnie tej metody. Widzę po blogach rodzimych, że autorzy posługujący się biegłą polszczyzną to niestety mniejszość. Nawet dobre merytorycznie blogi pisane przez specjalistów mają byki, są niezręczne stylistycznie i o ile po polsku można to w mig wychwycić, to z językiem obcym już gorzej. A błędów nie ma co utrwalać. Sama po angielsku najlepiej dogaduje się ze Skandynawami, bo ich uszy mają większą tolerancję dla twardej wymowy.
Świetny tekst! Ja sama eksperymentuje na sobie różne metody, warto je znać by móc jakąś wybrać dla siebie ;)
OdpowiedzUsuń"... z językami jest trochę jak z pieniędzmi - jeśli same w sobie są celem, to są nic nie warte." Prawda. Choćby mnie ktoś zmuszał, błagał nie zaczęłabym się uczyć np. niemieckiego, po prostu go nie "czuję".
A tymczasem idę się uczyć... angielskiego ;)
@Ksy
OdpowiedzUsuńDzięki:) Jeszcze pamiętam jak pochwaliłem to, że postanowiłaś się skupić właśnie na angielskim.
A metody warto znać, ale nie warto im poświęcać tyle uwagi, ile jest im poświęcane tu i ówdzie. Ludzie natomiast często wpadają w taką pułapkę, że znacznie więcej czytają o metodach niż rzeczywiście się uczą. I przez pewien, na szczęście dość krótki, czas sam popełniałem ten błąd. Powodzenia w Twoim angielskim życzę!
Świetny wpis!
OdpowiedzUsuńCóż, chyba większość z nas (czytaj: maniaków językowych) przeszła przez etap "cudownych metod", mając nadzieję że nastąpi cud i nagle wszystko będzie szło gładko i pięknie. Moja 13-letnia kuzynka, którą zaraziłam fascynacją językami, jest na etapie wyszukiwania magicznych sposobów, które pozwolą jej lekko, łatwo i przyjemnie wchłonąć język (jak np. zasypianie ze słuchawkami w uszach, dzięki czemu na drugi dzień wszystkie słówka i zwroty zostaną w głowie...).
Niestety życie pokazuje, że jak nie ma "diety cud" tak i nie ma "metody cud" idealnej i niezawodnej :). Jak napisałeś, trzeba eksperymentować, poznawać swoje możliwość, wady i zalety. I uzbroić się w cierpliwość, bo nauka języka to ciężka praca :). Ale jaka satysfakcja, kiedy widzi się rezultaty!
Dodam jeszcze od siebie, żeby nie patrzeć na innych i nie porównywać się do nich. Wspomniana wcześniej kuzynka ciągle dołuje się jak mało wie w porównaniu do mnie. I zawsze odpowiadam jej "Kasiu, porównaj swoją obecną wiedzę i umiejętności do tego co było np. dwa lata temu. Teraz jesteśmy w stanie sobie siedzieć i rozmawiać po angielsku, a wtedy? Płakałaś, bo nie umiałaś odróżnić czasownika be od have. Miej na uwadze ile ja mam lat i jak długo się uczę, a ile Ty" :)
Nie wolno się tak dołować! Że X już umie to i to, a Y zdał CAE, a jeszcze ktoś tam zna pięć języków. Liczymy się My i to co sami osiągnęliśmy!
Oj, tak, tak jak wy przez jakiś czas zamiast wziąć się za naukę czytałem jak to robić, od czego zacząć itd. Miało to także dobre strony bo szczerze mówiąc dzięki właśnie temu ukształtowałem swoje osobiste i bardzo pomocne mi metody ; )
OdpowiedzUsuńWiele razy podczas swojej nauki właśnie postępowałem tak jak na końcu swojego komentarza pisze Ev, patrzyłem na osiągnięcia innych a nie swoje. Teraz jednak wiem, ze to mi nic nie da. Lepiej późno niż wcale ; ))
Powodzenia z Albańskim!
A ja mam trochę inne pytanie - jak wygląda Twoja nauka slowek poza korzystaniem z Anki (czy z tego tez juz zrezygnowales?)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
"...Ludzie natomiast często wpadają w taką pułapkę, że znacznie więcej czytają o metodach niż rzeczywiście się uczą."
OdpowiedzUsuńMam na to fajny sposób - czytam o metodach w języku obcym :)
Ja się już naczytałem rożnych rzeczy i ostatecznie stosuje metodę której nikt jakoś nie opisuje(w każdym razie nie natrafiłem).
OdpowiedzUsuńBiorę tekst w języku obcym, przepisuje, tłumacze.
Uczę się w ten sposób jednocześnie pisma, słówek, ich zastosowania, konstrukcji języka, praktycznej gramatyki(teorie(podstawy) przerobiłem zaraz po nauczeniu się alfabetu).
Fiszki to dla mnie jakaś pomyłka. Takie słówka bez kontekstu nie wchodziły mi zupełnie.
A już programy do fiszek to IMO strata czasu(zresztą podobno mózg lepiej pamięta jeśli pisać ręcznie(były takie badania nawet chyba)).
No a dla uzupełnienia słucham rożnych nagrań.
Oczywiście nie twierdzę, że taki sposób nauki dla każdego będzie dobry i absolutnie zgadzam się, że należy wypracować własną metodę.
Ja akurat dużo lepiej operuje na tekście ,ale u mojej znajomej na przykład bardziej skuteczne są metody typu pimsleur.
Karol to, że zniechęcasz do czytania swojego bloga, to... jest dziwne, ale w porządku, 'twoje zabawki'. Ale, że zniechęcasz do czytania również innych blogów, to to... to już jest zwyczajnie niekoleżeńskie ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś nauczyłam się w miarę dobrze angielskiego, i z tym "bagażem" doświadczeń sięgnęłam po francuski,mam za sobą też kilka niepowodzeń (niemiecki, hiszpański i włoski) i zgodzę się z autorem, że aby nauczyć się skutecznie języka trzeba mieć w tym coś dla siebie, jakiś cel. Język jest narzędziem, który używamy w jakimś konkretnym celu. Jeżeli nie, jest to narzędzie zbyteczne. Natomiast metody, blogi.. myślę, że one są niesamowicie ważne, bo motywują. Fajnie jest "pogadać" i wymienić się doświadczeniami, ważne, żeby nie przesadzić :)
OdpowiedzUsuńA propos hiper-/super-/duper- poliglotów:
OdpowiedzUsuń12 stycznia ukaże się książka Michaela Erarda "Babel No More" własnie im poświęcona. W przeciwieństwie do większości blogerów i dziennikarzy piszących o językach, Erard zna się na rzeczy, więc książka powinna być b. interesująca i kształcąca.
Więcej na: http://www.babelnomore.com
*Anonimowy a kto powiedział, ze ucząc się poprzez fiszki nie uczymy się słownictwa z kontekstu? Trzeba po prostu samemu robić fiszki, takie jakie będą nam najbardziej odpowiadały.
OdpowiedzUsuń*Rameau, wydaje mi się, ze Karol miał na myśli osoby, które poświęcają czas tylko na blogi i czytanie o metodach zamiast się wziąć do nauki. Wiele jest takich osobników ; )
Pozdrawiam
@Raija
OdpowiedzUsuńZacny komentarz, naprawdę. Tak, jak powiedziałaś, "liczymy się tylko my i to co sami osiągnęliśmy". A dołowanie się z jakiegoś powodu jeszcze nikomu w niczym nigdy nie pomogło.
@Sitar
Falemnderit:) Wszystko fajnie, tylko że Ev swojego komentarza nie zostawiła (przynajmniej jeszcze), nad Tobą była Raija;)
@Rosolne_Opium
Właśnie pisałem o tym, by się najlepiej o tego typu rzeczy nie pytać;) Ale dobrze... Wszystko zależy od tego jakie to jest słowo i jaki język. Z angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego i serbskiego jeśli napotykam jakieś nieznane mi słowo (ale sensowne, bo nie zapamiętuję na siłę słów w rodzaju пунцовый, które oznacza "pąsowy") przepisuję często całe zdanie do zeszytu. Gdy mam kilka wolnych minut przeglądam sobie zdania wypisane w ciągu kilku ostatnich dni. Po tygodniu, gdy je teoretycznie umiem wrzucam wszystko do Anki i wtedy działa to znacznie lepiej, niż gdybym wrzucił do Anki natychmiast. Z albańskiego robię podobnie, ale oprócz tego przerabiam podręcznik, którego treść powtarzam tak często, że nie ma najmniejszego sensu wrzucać go do Anki (chyba, że wtedy gdy będę tłumaczył z polskiego i robił jakieś znaczące błędy).
I tyle - nie sądzę jednak, by każdemu się taki rodzaj pracy podobał, ani też nie uważam, że jest to najlepszy sposób.
@Natalie
Ja robiłem to samo, ale nawet wtedy jest to tak naprawdę ograniczanie samego siebie. Przynajmniej ja w pewnym momencie stwierdziłem, że tak naprawdę ograniczam samego siebie i się nie rozwijam. Jest tyle innych ciekawych rzeczy do czytania przecież:)
@Anonimowy
Przedstawianie swoich metod jest zawsze na miejscu:) Dzięki!
@gregloby
Językowe blogowanie się zbytnio rozrosło i przebiegle dążę do jego destrukcji;) Naturalnie jeśli ktoś to źle zrozumie to przestanie czytać blogi językowe. I nie będzie w tym nic złego - mnóstwo ludzi nauczyło się języków zanim takie blogi istniały:) Jeśli ktoś to dobrze zrozumie to najzwyczajniej w świecie przestanie traktować blogerów jako guru w danej dziedzinie. Nadal będzie czytał kilka blogów, ale powstrzyma się od stwierdzeń, że "X" ma taką i taką metodę i rzekomo udowodnił, że jest lepsza. To jest, moim zdaniem, całkowicie bez sensu.
@Rameau
Otóż to, "ważne, żeby nie przesadzić":)
@peterlin
Na książkę pana Erarda również czekam, tym bardziej, że nie od dziś wiadomo, że ma być wydana.
Niby banalne, ale jestem za tym, aby o tym wszystkim przypominać i przypominać. Sama czasem wpadam w taką pułapkę czytania o nauce zamiast faktycznego wzięcia się za tę naukę, dobrze więc, jak ktoś Cię tak blogowo upomni;)
OdpowiedzUsuńA każdą metodę, jak napisałeś, trzeba dopasować do siebie, bo tylko to da nam jakieś gwarancje przyszłego sukcesu. Inna sprawa, że takie dopasowywanie do siebie odpowiedniej metody jest bardzo ciekawe, po cóż więc powierzać to zadanie innym :)
O tak ile książek już nie przeczytałam, które miały mi pokazać złoty sposób na naukę języka... Jakie zwykle było moje rozczarowanie, kiedy okazywało się, że tak na prawdę nie jest to nic odkrywczego albo to, że ktoś kto biegle włada jakimś językiem niestety nie nauczył się go poprzez wkładanie książki pod poduszkę a jedynie dzięki swojej pracy ( nie wstawiam słowa ciężkiej, bo kojarzy się ona z czymś negatywnym zamiast z przyjemnością ;) ). Teraz kiedy spotkam opis jakiejś metody to zastanawiam się czy mogę go włączyć do mojej językowej rutyny i nie traktuję tego jak instrukcję co i jak mam robić, bo jak nie to nici ze znajomości języka. Pewnie z tego powodu zraziłam się bardzo do goldlist, ze względu na fakt, że jej autor usilnie próbował przekonać wszystkich, że to jedyna i niezawodna metoda, koniec kropka. Każdy chyba przechodzi przez taki etap kiedy chce, żeby język sam nam wszedł do głowy aż ostatecznie dociera do momentu kiedy przejmuje całą odpowiedzialność za swój poziom języka i nie próbuje już niczego zwalać na nauczycielkę ani zły podręcznik czy metodę...
OdpowiedzUsuń@Aruenna
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą do tego stopnia, że aż nie wiem co dopisać. Może zapytam się po prostu kiedy nowe wpisy u Ciebie (po cichu liczę na jakieś posty z zakresu niemieckiej dialektologii)?
@Aleksandra
To ciekawe. Stosowałaś goldlist? I jakie miałaś z tego wrażenia?
Nowe wpisy bardzo wkrótce, miło, że na nie czekasz:) A skoro ciekawi Cię niemiecka dialektologia, to i o tym napiszę, ale najpierw opublikuję te, które pozaczynałam sobie pisać, ale potrzebują jeszcze dokończenia. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog - znalazłam go kilkanaście dni temu i bacznie obserwuję.
OdpowiedzUsuńW moim przypadku mam coraz częściej wrażenie, że szewc bez butów chodzi. Mówię biegle po niemiecku, skutecznie uczę innych, a ostatnio ciężko mi się zmotywować do codziennej pracy nad językiem włoskim. Jeszcze niedawno z zapałem spędzałam 2 godziny dziennie nad różnymi materiałami i z tygodnia na tydzień czułam różnicę. To chyba jeszcze nie plateau, tylko dopadło mnie lenistwo...
Mam takie objawy jak Aruenna - wolę czytać o nauce niż się uczyć. No cóż- czytanie waszych blogów językowych wciąga nie mniej niż uczenie się.
Pozdrawiam!
Moim marzeniem jest poznać jak najwięcej języków ,oczywiście płynnie. W każdym widzę coś specjalnego co mnie pociąga, ale z czystej ciekawości chiałbym już widzieć ile normalny człowiek, potrafi nauczyć się jeżyków. (Nie mówiąc o tych oszustach znających po 100 języków)
OdpowiedzUsuńIle języków Pan już zna płynnie? Mógłby pan wymienić jakie?
Bardzo mądry tekst. Między innymi właśnie za takie rozprawianie się z mitami uwielbiam Twój blog.
OdpowiedzUsuńI dziękuję za filmik o rekordziście Guinessa - obśmiałam się jak norka.
Ostatnio ktoś na Twoim blogu pytał, czy może nauczyć się bodaj rosyjskiego na poziomie B1/B2 w półtora roku. Sprawdziłam, że to poziom, uwzględniający również wykorzystywanie języka zawodowo i zastanowiło mnie, czemu ten ktoś nie zaczyna po prostu pracować we właściwym środowisku, bo to owszem pozwoliłoby mu osiągnąć potrzebny poziom.
Ale wielu ludzi ma wyobrażenie "powinienem się nauczyć języka X w czasie Y" w totalnym oderwaniu od jego... używania.
Dla mnie to jakiś absurd.
Napisałeś, że żeby nauczyć się języka, trzeba mieć w tym cel.
Tak, ale (co też bardzo ważne) to musi być cel bliski.
Czyli nie "muszę się nauczyć angielskiego, bo to mi pomoże awansować w pracy" tylko raczej
"czytam tekst na interesujący mnie temat, muszę sprawdzić, co znaczy to słowo, żeby go zrozumieć" albo "chcę przekazać X-owi to i to, a on mnie nie zrozumie w żadnym innym języku, to sprawdzę, jak mu to powiedzieć".
Dlatego bardzo mądre jest też to, co napisałeś o wejściu w język od razu, o używaniu go ciągle, do czegoś.
I masz rację - to nasz styl życia sprawia, że poznajemy konkretne języki, a nie wyobrażenie, że "będę cool jak będę znał ileś tam języków".
Język obcy najszybciej poznaje się, jak się go używa do tego, co nas interesuje. Szczególnie jeżeli to jedyna możliwość dotarcia do interesujących nas treści :)
Według mnie istotna jest sama styczność z językiem - oglądając filmy nauczymy się go łatwiej niż czytając jedynie teksty z tłumaczeniem. Zawsze uważałem to za doskonałą metodę, dzięki czemu nie miałem problemów z językami w szkole.
OdpowiedzUsuńEbro - wydaje mi się, że ważne jest zaangażowanie. Oglądając film chcesz zrozumieć, o czym mówią.
OdpowiedzUsuńAle czytając np. książkę, która Cię interesuje, w języku oryginalnym i w razie wątpliwości sięgając do tłumaczenia, osiągniesz ten sam efekt.
Podobnie jeśli w pracy masz jakieś teksty, które musisz zrozumieć, żeby dokończyć projekt, to zaangażowanie będzie podobnie wysokie, bo i cel równie bliski.
Problem zaczyna się, kiedy czytasz nudne nieinteresujące Cię czytanki z tłumaczeniami. Bo Twoje zaangażowanie przez to znacząco spada.
Chciałam tylko powiedziec że świetny ten blog i dał mi pewną inspiracje, dzieki :)
OdpowiedzUsuńDzięki Karol :) ja też tak robiłam :P ale z tym dawno koniec. Teraz tylko nauka! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmądry wpis! bardzo fajne przemyślenia!
OdpowiedzUsuńKomentarzy się znowu namnożyło w trakcie mojej nieobecności, więc postaram się odpowiedzieć na każdy w miarę możliwości.
OdpowiedzUsuń@Aruenna
Jakieś notki o Althochdeutschu albo jeszcze lepiej o Altniederdeutschu byłyby równie mile widziane. Przynajmniej jeśli byłabyś w stanie o takim czymś napisać. Choć czekam na wszystkie.
@Katarzyna
Dzięki:) Cieszy mnie, że przybyłaś na tego bloga, bo zawsze cieszę się z każdego nowego czytelnika, a z takiego, który może czasem swoją radą mnie zastąpić (jak chociażby w kwestii języka niemieckiego), tym bardziej.
@Anonimowy
Kwestia tego ile się zna języków płynnie jest znacznie bardziej skomplikowana niż się to wydaje na pierwszy rzut oka i obiecuję, że będzie tematem jednego z najbliższych artykułów. Ja mogę tylko powiedzieć, że znam całkiem dobrze angielski, rosyjski, serbski (oraz rozmaite warianty sztokawskiego w mniejszym stopniu) oraz niemiecki. Do tego potrafię czytać i się dogadywać w kilku innych, ale nie uważam tego za jakieś szczególne osiągnięcie.
@Kor-ka
Cieszę się, że mój blog potrafi czasem pełnić również funkcję humorystyczną:) To co piszesz to święte słowa i trudno mi się z Tobą nie zgodzić. Ludzie często uważają, że najpierw muszą się nauczyć języka, żeby zacząć go używać - tymczasem w żaden sposób nie nauczą się go lepiej właśnie go używając.
@Ebro
Tu bym dodał tylko, że styczność z językiem powinna przybierać takie formy jakie są człowiekowi aktualnie potrzebne. Ktoś kto chce opanować język w celach wybitnie turystycznych niewiele wyciągnie z czytania artykułów o polityce, natomiast ktoś kto chciałby pisać artykuły naukowe względnie niewiele wyniesie z niektórych filmów.
@Olga
Cieszę się i naprawdę nie ma za co:)
@Ksy
Pozdrawiam również!
@missfashionistka
Aj tam mądry;) Zdarzały się na tym blogu mądrzejsze i znacznie ciekawsze. Ale bardzo się cieszę, że się podoba:)
Osobiście znam przynajmniej dwie osoby, które nauczyły się obcego języka bo im się zwyczajnie podobał, bez żadnych innych celów. Nie wszyscy kierują się tym samym a głoszenie tez na podstawie tylko własnych doświadczeń uważam za błędne.
OdpowiedzUsuńNaturalnie te osoby nie były wcale zainteresowane całym dziedzictwem kulturowym tego języka (filmy, muzyka, książki) bądź nie wykorzystywały go w swoim życiu codziennym, prawda?
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie znam nikogo, kto by się nauczył języka dobrze (powiedzmy, że na poziom C1, żeby nie być gołosłownym) tylko dlatego, że mu się język zwyczajnie podobał. A znam naprawdę zdolne osoby. Natomiast tezy, drogi Anonimie, z reguły głosi się na podstawie własnych doświadczeń.
czy istnieje jakaś metoda (domowa) na pokonanie strachu przed j. angielskim??? uczę się od lat, mam dziesiątki książek, rozumiem wiele, a nadal nie mówię płynnie. nie wierzę w siebie to wiem na pewno, a po drugie angielski kojarzy mi się jako Monstrum, którego nie ogarniam... rosyjski znam biegle, nigdy nie miałam z nim problemów, a ang .... porażka. tym bardziej, że jest mi potrzebny w sprawach naukowo-zawodowych. co mam robić? jak się uczyć, aby dało to jakieś wymierne efekty?
OdpowiedzUsuńMarta, czytaj teksty związane ze sprawami naukowo-zawodowymi. Nie czekaj, aż będziesz tak dobrze nauczona, żeby korzystać ze swojej wiedzy. Korzystaj już!
OdpowiedzUsuńAle poza tym, to Cię rozumiem - sama mam jakąś blokadę z angielskim, nie cierpię tego języka, ale znać go niestety trzeba. Poprawiło mi się jak zaczęłam czytać blogi i prasę po angielsku, choć nie polecam szczególnie tej metody. Widzę po blogach rodzimych, że autorzy posługujący się biegłą polszczyzną to niestety mniejszość. Nawet dobre merytorycznie blogi pisane przez specjalistów mają byki, są niezręczne stylistycznie i o ile po polsku można to w mig wychwycić, to z językiem obcym już gorzej. A błędów nie ma co utrwalać.
Sama po angielsku najlepiej dogaduje się ze Skandynawami, bo ich uszy mają większą tolerancję dla twardej wymowy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis - zgadzam się z tym, że rzeczywiście nie ma jednej uniwersalnej metody na naukę języka obcego.
OdpowiedzUsuń