sobota, 31 lipca 2010

Najpierw naucz się popularnego języka, żeby dotrzeć do tych mniejszych

Tego posta piszę niejako w odpowiedzi na jeden z komentarzy postawionych do wcześniejszego posta, w którym starałem się określić co jest potrzebne do nauki języka obcego. Wspomniałem bowiem, że jeśli ktoś by chciał się nauczyć na przykład języka kazachskiego to powinien najpierw sięgnąć po rosyjski. Pewien anonimowy czytelnik bloga napisał:
   
    „Jeśli chodzi o język kazachski to, w przeciwieństwie do rosyjskiego (który jest językiem słowiańskim), różni się on diametralnie. Jest to język z grupy tureckiej, a jedynie alfabet został zapożyczony (po czym przystosowany) z rosyjskiego.”

Słuszna uwaga – należy się więc sprostowanie z mojej strony. Nie miałem na myśli faktu, że rosyjski i kazachski są do siebie podobne. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości to zapraszam chociażby na stronę główną kazachskiej Wikipedii, albo gazety „Жас Алаш”. Raczej nic nie zrozumiesz i na niewiele się tu zda umiejętność czytania cyrylicą. Dlaczego więc nauka rosyjskiego ma pomóc?

Nie będę ukrywał, że szukanie materiałów do nauki kazachskiego nie jest moim hobby, więc postanowiłem pójść po linii najmniejszego oporu i wpisałem w Google podręcznik język  kazachski. Znalazłem tylko jedną sensowną pozycję – „Język kazachski” Michała Łabędy (za 99 złotych!!!), na dodatek nie za bardzo wytłumaczono, czy cokolwiek z tej publikacji można się nauczyć. Postanowiłem więc spróbować na rosyjskich stronach i proszę: „Казахский язык для всех”, a na stronie http://www.tilashar.kz/ oferują bezpłatne lekcje i samouczek do kupienia. Podobna ma się sprawa z językiem białoruskim i ukraińskim. Najlepszy  podręcznik do nauki białoruskiego w internecie jaki znalazłem jest po rosyjsku - http://knihi.com/www/padrucnik. Po polsku nie widziałem na temat nauki białoruskiego nic konkretnego – choć sprawdzałem to dawno temu, jeśli ktoś by coś znalazł to niech mi da znać. Natomiast mój słownik rosyjsko-ukraiński i ukraińsko-rosyjski kupiony we Lwowie za równowartość jakichś 20 złotych bije na głowę „Wielki słownik polsko-ukraiński i ukraińsko-polski” wydawnictwa rea, który kosztował 3 razy więcej. Wniosek z tego taki, że jeśli znasz rosyjski, to otwiera on przed Tobą możliwości nauczenia się wielu języków – nawet tych zupełnie niepodobnych , do których po prostu brakuje materiałów w Polsce.

Podobnie ma się sprawa np. z angielskim, francuskim, niemieckim, czy hiszpańskim – bogactwo materiałów naukowych dla studiowania niszowych języków jest ogromne. Najlepsze serie samouczków takie jak „Assimil”, „Teach Yourself”, „Colloquial” czy „Linguaphone” mają jako swój język startowy języki angielski albo francuski. A im szybciej opanujesz któryś z tych wielkich tym prędzej będziesz się mógł wziąć za te mniejsze, moim zdaniem, ciekawsze. Ale nie rób na odwrót, bo w większości wypadków będzie to walka z wiatrakami, a wtedy bardzo łatwo o utratę motywacji.

czwartek, 29 lipca 2010

Język kaszubski - jedyny regionalny język w Polsce

    Pamiętam, że jak byłem mały to pojechaliśmy całą rodziną na Kaszuby, mieszkaliśmy tam we wsi Wdzydze i ponoć bywało, że tamtejsi mieszkańcy mówili językiem jakiego nie byliśmy w stanie zrozumieć. Ostatnio natomiast miałem okazję kilka razy przebywać na Pomorzu i stykałem się wielokrotnie z tablicami informacyjnymi po kaszubsku. W niektórych miejscowościach, np. na Helu można było zobaczyć nawet nazwy ulic w tym języku – nie zmieniało to jednak faktu, że niestety ani razu nie było mi dane usłyszeć go na żywo. A szkoda, bo od dłuższego czasu bardzo byłem ciekaw tego jak on brzmi, na ile różni się od polskiego. Jedyne co miałem to kieszonkowy „Słowniczek polsko-kaszubski” Romana Drzeżdżona i Grzegorza Schramke zawierający jedynie ok. 1000 słów, kupiony za 5 złotych w Gdyni  - bardzo fajna pamiątka, ale do nauki to raczej służyć nie mogło. Później znalazłem w internecie dwa kursy:

http://pl.wikibooks.org/wiki/Kaszubski/Podstawy – fajny podręcznik napisany przez rodowitych Kaszubów, którzy zajmują się też pisaniem kaszubskiej wersji Wikipedii, jaką znajdziecie pod tym adresem - http://csb.wikipedia.org/wiki/Prz%C3%A9dn%C3%B4_starna . Szczególnie podoba mi się fakt tego, że ten początkujący kurs jest oparty na prostych dialogach, a następnie objaśnieniach leksykalnych i gramatycznych nie odbiegających od standardów jakie panują w innych podręcznikach jakie uważam za dobre.

http://rastko.net/rastko-ka/content/view/238/1/ - to już jest oficjalny podręcznik do nauki języka kaszubskiego zatwierdzony przez Ministerstwo Oświaty dla klas szkół podstawowych V-VI. Dotychczas w internecie opublikowano 10 lekcji (z 20), jednak o ile zagadnienia gramatyczne wydają się być treściwe, to nie do końca jestem przekonany do funkcjonalności wierszy jakimi osoba korzystająca z tego podręcznika jest bombardowana. Tak czy inaczej, z powodu braku źródeł do nauki kaszubskiego jest to na pewno  pozycja godna uwagi.

Obydwa kursy mają niestety jeden ogromny minus – nie posiadają żadnego materiału audio. Żadnych kaset, CD, plików mp3, czegokolwiek na czym by się można było wzorować czytając teksty tam zamieszczone. Istnieją co prawda objaśnienia, które informują nas o tym jak czytać kaszubskie litery, ale to pomaga mniej więcej w takim stopniu jak podobne objaśnienia o języku angielskim. Trudno bowiem bez osłuchania się brzmieć choć trochę podobnie do native speakera.

Ostatnio wpadłem jednak zupełnie przypadkowo na blog http://kaszebsczi.wordpress.com, gdzie znalazłem link do opowiadania Aleksandra Majkowskiego „ŻËCÉ I PRZIGODÉ REMUSA”.  I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że można na tej stronie przeczytać prawie 300 stronicowe dzieło w języku kaszubskim, a nawet ściągnąć w mp3 czytane fragmenty tego tekstu!!! Polecam. Jeśli natomiast nie chce Ci się tej strony odwiedzać to posłuchaj chociaż tego - http://literat.ug.edu.pl/remus/remus04.mp3. Usłyszenie języka tak niszowego jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju. Przy okazji możesz zobaczyć ile jesteś w stanie zrozumieć – ja osobiście za pierwszym razem gdy tego odsłuchałem, mogłem jedynie wychwycić pojedyncze słowa. I pomyśleć, iż niektórzy Polacy wciąż się upierają, że jest to jedynie dialekt języka polskiego...

Zapewne niewielu zacznie się uczyć kaszubskiego, jednak na pewno warto się zainteresować tym jedynym (przynajmniej oficjalnie) językiem regionalnym w naszym kraju, choćby ze względu na jego odmienność i oryginalność. Do ùzdrzeniô!

środa, 28 lipca 2010

Angielskie gazety - linki

We wcześniejszym poscie wspomniałem o tym, że wiele daje czytanie chociażby gazet w obcym języku. Umieściłem tam link do "The Times", co okazało się jednak błędem z uwagi na konieczność płacenia za dostęp do artykułów. Ja w pieniądzach nie pływam, Ty zapewne też nie, więc postanowiłem dorzucić linki do najpoczytniejszych brytyjskich i amerykańskich gazet, w których przynajmniej na dzień dzisiejszy treść w dużej mierze jest bezpłatna (linki do gazet w innych językach będę z czasem również dodawał):

WIELKA BRYTANIA
The Daily Telegraph - http://www.telegraph.co.uk/

The Guardian - http://www.guardian.co.uk/

The Independent - http://www.independent.co.uk

The Scotsman - http://thescotsman.scotsman.com/ - ze Szkocji

Wales Online - http://www.walesonline.co.uk/ - z Walii

USA
The New York Times - http://www.nytimes.com/

The Boston Globe - http://www.boston.com/bostonglobe/

Los Angeles Times - http://www.latimes.com/

The Washington Post - http://www.washingtonpost.com/

Pamiętaj, jeśli się uczysz języka obcego, to staraj się w nim jak najwięcej czytać. To, że umieściłem tu linki do gazet nie znaczy, że masz się zająć akurat nimi - zawsze byłem zdania, że nie warto czytać po angielsku tego czego nie miałbym ochoty przeczytać po polsku (to powoduje zanik motywacji). Uważam jednak, że gazety są świetnym materiałem wyjściowym, bo:
1. codziennie pojawia się na nich ogromna ilość artykułów o bardzo zróżnicowanej tematyce od polityki po sport
2. język jakimi są napisane nie należy do najtrudniejszych - na początku może się wydać dość trudny w porównaniu do czytanek jakie pojawiają się w podręcznikach, bo pojawiają się niespotykane wcześniej słowa. W rzeczywistości jednak znacznie łatwiej jest czytać gazetę w obcym języku niż jakiekolwiek opowiadanie. Im więcej będziesz czytał, tym częściej dane słowa będą się powtarzać - tym łatwiej będzie też je zapamiętać. Aż w końcu dojdziesz do takiego stopnia, że przeczytanie dla Ciebie gazety obcojęzycznej będzie tak oczywiste jak polskiej. Czego zresztą wszystkim życzę!

poniedziałek, 26 lipca 2010

Język czeski - odsłona druga

Nie będę oszukiwał, jest trudniej niż myślałem - po pierwsze nie zawsze udaje mi się znaleźć czas na naukę czeskiego (jak do tej pory zrobiłem 3 pełne lekcje z "Teach Yourself Czech"), po drugie natomiast nie jest ten język tak prosty jak się z początku wydaje.

Słownictwo - owszem jest podobne,  bardzo. Nawet osoba nie mająca kontaktu z czeskim potrafi zrozumieć przynajmniej większość nagłówków z czeskich gazet np. z "Lidovych Novin". Sprawa robi się jeszcze prostsza gdy jest się osobą, która ma kontakt z innymi językami słowiańskimi. Nota bene Czesi wydają się być bardzo pewni faktu, że Sparta Praga pokona Lecha Poznań ;) Ale to tyle jeśli chodzi o gazety i język pisany. Z mówionym jest już trudniej, ale tu nie ma się co oszukiwać - 15 minut dziennie przez miesiąc nie daje możliwości dobrego rozumienia jakiegokolwiek obcego języka mówionego bardzo szybko.

Ale wracając do słownictwa - jest jedna rzecz, która sprawia, że czuję się z nim niepewnie. Chodzi mi o rodzaje rzeczownika. Przyzwyczaiłem się, że w polskim, rosyjskim, serbskim i ukraińskim (zapewne też w innych słowiańskich) jest to kwestia odruchowa. W czeskim jest trochę inaczej.
Oto 3 wyrazy: průvodce, vejce i práce (przewodnik, jajko, praca) - każdy z nich posiada inny rodzaj mimo, że kończą się tą samą samogłoską "e". Ciekawe, nieprawdaż? Do tego dodać można fakt, że takie rzeczowniki jak "garaż", czy "tramwaj", które po polsku mają rodzaj męski, w języku czeskim są już rodzaju żeńskiego. Nie ukrywam, że powoduje to małe zamieszanie. Ale trzeba wierzyć w to, że wszystko jest kwestią czasu i prędzej czy później się wyklaruje.

Poza tym otrzymałem odpowiedź na forum unilang dotyczącą krótkich i długich samogłosek - Czesi nie mają z tym problemu i zawsze wiedzą kiedy wstawiać "a" a kiedy "á". To tyle jeśli chodzi o język naszego południowego sąsiada. Bohužel musím již jít. Na shledanou zitra!

Posty na temat mojego miesięcznego projektu nauki języka czeskiego:
Czeski w jeden miesiąc?
Język czeski - pierwsze wrażenia
Język czeski - odsłona druga
Jak mi pomogła czeska Wikipedia
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

niedziela, 25 lipca 2010

Blog językowy AJATT - ciekawa metoda nauki


O blogu "All Japanese All The Time" (http://www.alljapaneseallthetime.com - w skrócie AJATT) usłyszałem po raz pierwszy już jakiś czas temu i pamiętam, że z początku nazwa mnie trochę odstraszyła. Przede wszystkim dlatego, że nie miałem w planach nauczenia się języka japońskiego - nie oczekiwałem więc, iż znajdę tam wiele interesujących rzeczy dla człowieka, który próbuje szlifować na razie coś innego. Dopiero po jakimś roku odkryłem ile cennych wskazówek można tam znaleźć. Jakkolwiek najwięcej informacji blog ten dostarczy osobom uczącym się japońskiego, to inni też znajdą tam wiele BARDZO cennych wskazówek. Wszak nauka każdego języka obcego ma w sobie wiele podobnych aspektów.

Autorem bloga jest niejaki Khatzumoto, człowiek, który w wieku 21 lat zaczął uczyć się japońskiego i po 18 miesiącach władał nim na tyle biegle, że otrzymał pracę w Tokio gdzie obecnie mieszka. Dokonał tego nie uczęszczając na żadne zajęcia z tego języka, bez podręczników i nie będąc w tym czasie w samej Japonii. I w samym wstępie do bloga pisze, że nie jest jakimś specjalnie uzdolnionym człowiekiem, który ma talent do nauki języków. Klucz tkwi bowiem w użyciu właściwej metody. A ta, którą opracował Khazumoto wydaje mi się najskuteczniejszą z możliwych. Otóż autor bloga postanowił po prostu zachowywać się jak Japończyk. Całkowicie zmienił swoje otoczenie - zaczął oglądać wyłącznie japońską telewizję, słuchać japońskiej muzyki, wchodzić na japońskie strony internetowe, czytać japońskie książki, mówiąc do siebie po japońsku - nie zmienił swoich nawyków, jedyne co zmienił to język którym się posługiwał podczas robienia tych rzeczy. I co najważniejsze - starał się by to co robi sprawiało mu radość. Dlatego zrezygnował chociażby z czytania nudnych czytanek na rzecz filmów anime, które były jego pasją, a gdy to się nudziło zawsze mógł zacząć nawet grać w grę komputerową - ważne by była w japońskiej wersji językowej. Dodatkowo wspomagał się przedstawionymi po krótce w poprzednim poście systemach SRS, wstukiwał do nich zdania, które uważał za szczególnie ważne - na blogu szczegółowo opisał nawet sposób w jaki z tego korzysta.

W praktyce metoda jaką wypracował Khazumoto jest trudna do wykonania akurat w takim stopniu w jakim on ją stosował - nie każdy jest w stanie ograniczyć kontakt ze światem ojczystym tylko po to by nauczyć się języka. Ale nawet jeśli nie jesteśmy w stanie zanurzyć się całkowicie w obcym otoczeniu to warto wyciągnąć pewne wnioski z tego co autor AJATT osiągnął. Może warto od tej chwili przerzucić się wyłącznie na strony obcojęzyczne? Może zamiast czytania informacji na polskim serwisie zacząć regularnie czytać The Times, Frankfurter Allgemeine Zeitung czy Kommiersanta? Może warto ustawić przeglądarkę Google na wybraną wersję obcojęzyczną? Obejrzeć film bez napisów? Przeczytać książkę na interesujący cię temat w obcym języku? Zagrać w grę komputerową bogatą w obce dialogi (trudno mi przecenić dobroczynny wpływ gry Starcraft na poznanie przeze mnie podstaw angielskiego)? Może właśnie warto zacząć robić te wszystkie rzeczy w języku, którego się uczysz? W dobie internetu wykonanie czegoś takiego jest prostsze niż myślisz. Trzeba tylko podjąć decyzję, że od tego momentu zacznę WSZYSTKIE rzeczy robić w innym języku ograniczając użycie polskiego do niezbędnych sytuacji (dialog z panią w sklepie czy własną rodziną w obcym języku nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem). A im szybciej taką decyzję podejmiesz tym lepiej.

czwartek, 22 lipca 2010

Jak efektywnie uczyć się słówek?


Jedną z rzeczy, która spędza sen z powiek każdemu uczącemu się języków obcych jest nauka nowych słówek. Od najmłodszych lat są wciskane uczniom listy słówek, które należy zapamiętać by zdać kartkówkę czy sprawdzian. Dla niektórych jest to może świetna motywacja - jeśli będziesz je umiał to dostaniesz lepszą ocenę. Problem w tym, że motywacja do nauki tych słów znika wraz z owym egzaminem, po którym w głowie zostanie nie więcej niż 20% z nich. Jeśli chcemy je lepiej zapamiętywać można skorzystać z różnych technik.

Pierwsza z nich to najbardziej banalna i wszystkim chyba znana lista. W zależności od człowieka ją sporządzającego może różnie wyglądać, ale zawsze ma te same właściwości. Mianowicie sprawdza się genialnie jeśli chodzi o krótkoterminową naukę (zakuć, zdać, zapomnieć - dlaczego tę zasadę należy odrzucić w nauce języków obcych napiszę wkrótce). By jednak słowa w głowie pozostały potrzebne jest ich przypominanie. I tu pojawia się problem, bo nie ma chyba nic bardziej nużącego niż codzienne spraw
dzanie list. Nawet jeśli ktoś jest do tego stopnia zmotywowany, że to robi, to bardzo często zdarza się, że słówka, których się uczy pamięta jedynie w kolejności w jakiej się pojawiają. Sam zrobiłem kiedyś taki eksperyment - ułożyłem listę 100 bardzo rzadkich rzeczowników angielskich i nauczyłem się jej. Następnie pociąłem to na kawałki i okazało się, że gdy poszczególne wyrazy były w innej kolejności musiałem swoją wiedzę zweryfikować. Jednym słowem listy dają mniej więcej tyle co uczenie się w podstawówce wierszyków na pamięć - ja z nich zrezygnowałem i radziłbym Tobie uczynić to samo jak najszybciej.

O kolejnym sposobie nauki nowych słów dowiedziałem się czytając książkę Barry'ego Farbera "How to Learn Any Language: Quickly, Easily, Inexpensively, Enjoyably and on Your Own". Tak zwane flashcardy (polska nazwa tego wynalazku to chyba "fiszki" ale pewien nie jestem) w pewien sposób zmieniły mój sposób podejścia do słówek. Próbowałem je tworzyć na dwa sposoby:
1. na jednej stronie małej karteczki wypisywałem 10 słówek w języku, którego się uczę, a po drugiej stronie ich tłumaczenie na język polski - po dłuższej pracy z nimi odkryłem, że posiadają niestety tą samą wadę co listy, czyli często bardziej zapamiętywałem kolejność niż znaczenie.
2. po każdej stronie kartki zapisywałem tylko jedno słowo - i to był klucz do sukcesu.
Flashcardy mogłem nosić ze sobą wszędzie, a testowanie samego siebie było dla mnie swojego rodzaju wyzwaniem co znacznie różniło się od mozolnego spoglądania na listę. Zawsze mogłem je przetasować co usuwało ryzyko zapamiętywania kolejności. Gdy z czasem jeszcze wypracowałem system powtórek myślałem, że jest to metoda pozbawiona wad. Jednak im dłużej je stosowałem tym bardziej nurtował mnie jeden problem - gdzie je składować? Bo wszystko jest super gdy ma się 20, 100, a nawet 200 flashcardów - nie zajmują miejsca, da się je spiąć gumką i mieć zawsze przy sobie. Ale gdy uzbierasz kolekcję 4000 i jeszcze zamierzasz robić co jakiś czas powtórki to sprawa staje się poważna. Dlatego z flashcardów po pewnym czasie też zrezygnowałem, aczkolwiek może po prostu problem leżał w tym, że nie potrafiłem się nimi wystarczająco dobrze posługiwać.

Odkryłem za to coś co się zwie SRS (skrót od Spaced Repetition Software), czyli programy komputerowe obsługujące flashcardy. Działają niemal tak samo jak te papierowe, ale znika problem ich przechowywania. Powtórki przebiegają znacznie szybciej, a na dodatek ma się dostęp do wielu wszelkiego rodzaju statystyk dotyczących tego jak dobrze dane słówka, czy zwroty się opanowało.
Najbardziej godne polecenia wydają mi się dwa programy SRS, które można ściągnąć z internetu za darmo: ANKI oraz Mnemosyne. Ja osobiście korzystam z tego pierwszego, ale różnice między nimi są raczej natury kosmetycznej. Aktualnie posiadam bazę 10000 słówek i wyrażeń w 4 językach i potrafię to udźwignąć bez większych problemów. Dzienna powtórka zabiera jedynie około 20 minut.
Naturalnie ciągle badam pracę z SRS i staram się ją ulepszać tak, żeby była jak najbardziej efektywna - o tym jak efektywnie korzystać z tych programów napiszę następnym razem. Pamiętaj tylko o jednym: sama praca z flashcardami czy SRS absolutnie nie równa się opanowaniu języka. To jest jedynie narzędzie pomocnicze. Aczkolwiek bardzo, ale to bardzo przydatne :)

poniedziałek, 19 lipca 2010

Język czeski - pierwsze wrażenia



Język czeski kojarzył mi się zawsze, przede wszystkim, z czymś zabawnym. Nie zapomnę nigdy scen z filmów rodem z Czechosłowacji, w których mogły mnie bawić nie tylko śmieszne sytuacje, ale też dialogi, które same w sobie nie zawierały nic zabawnego. Były jednak wypowiadane w języku tak właśnie dla Polaka brzmiącym. Bo jak tu się nie śmiać, gdy na miejscu "chleba z masłem" pojawia się "chlebičko s masličkom".

Pierwsze wrażenia po rozpoczęciu nauki języka czeskiego są inne. Okazuje się, że owe słowa zabawne nie są tak powszechne jakby się mogło wydawać. "Dom" to "dům", "wiatr" to "vítr", "cukier" to "cukr". Znacznie bardziej widoczne są podobieństwa do języka polskiego. W 1 lekcji z podręcznika "Teach Yourself Czech" znalazłem jedynie 4 względnie obce dla Polaka wyrażenia: "na shledanou" - "do widzenia", "tady" - "tu", "velmi" - "bardzo" (por. serbsko-chorwackie "veoma"), "špatně" - "źle" (por. polskie "szpetnie"), "zitra" - "jutro" (por. serbsko-chorwackie "sutra" i rosyjskie "завтра"). Resztę można zrozumieć bez większych problemów.

Istnieją za to 2 kwestie fonetyczne, mogące sprawić trudność. Pierwsza z nich, to iloczas czyli zmienna długość trwania samogłosek. I tak np. samogłoska "a" może być zarówno krótka (a), jak i długa (á). Fakt zaznaczania długości głoski ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony ułatwia czytanie i rozróżnienie samogłosek długich i krótkich w tekście, z drugiej natomiast jest zapewne czynnikiem powodującym powstawanie błędów ortograficznych. Choć może Czesi od urodzenia wiedzą, kiedy mówią "a" a kiedy "á" i ten problem u nich nie występuje. Tak czy inaczej dla obcokrajowca może to być z początku problem.

Drugą kwestią jest zaś "ř". Tu pojawia się problem, bo w języku polskim głoski takiej nie ma. Mogę jedynie spekulować, że podobnie mogło brzmieć kiedyś nasze "rz". Najprościej jest mi opisać tą spółgłoskę jako coś pomiędzy "r" a "š" bądź przednie "ž". Znalazłem na youtube film, na którym niejaki Anthony Lauder przedstawia sposób w jaki wymawiać ową głoskę.

http://www.youtube.com/watch?v=qhp2Von-KpY

Cóż, nie wydaje się proste, ale wszystkiego można się nauczyć.

Posty na temat mojego miesięcznego projektu nauki języka czeskiego:
Czeski w jeden miesiąc?
Język czeski - pierwsze wrażenia
Język czeski - odsłona druga
Jak mi pomogła czeska Wikipedia
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

piątek, 16 lipca 2010

Czeski w jeden miesiąc?


Mój plan jest następujący: zamierzam w przyszłym miesiącu jechać z moją dziewczyną do Pragi. Nigdy nie miałem co prawda zamiaru by poważnie zająć się językiem naszego południowego sąsiada, ale właśnie nadarza się wspaniała okazja by dokonać eksperymentu polegającego na nauce czeskiego przez najbliższy miesiąc.

Jako, że mam sporo innych rzeczy na głowie będę mógł poświęcać na realizację tego zadania jedynie jakieś 15-30 minut dziennie. Tak się składa, że jest to czynnik motywujący, bo zobaczę w jakim stopniu można opanować język obcy tak niskim nakładem sił.

Do nauki użyję jedynie podręcznika z płytami CD, w wolnych chwilach zaś będę puszczał jakieś czeskie radio, żeby leciało w tle tak dla osłuchania się, może czasem z ciekawości zajrzę do tamtejszych gazet. Ale nic poza tym. Tylko systematyczna praca przez 30 dni.

Posty na temat mojego miesięcznego projektu nauki języka czeskiego:
Czeski w jeden miesiąc?
Język czeski - pierwsze wrażenia
Język czeski - odsłona druga
Jak mi pomogła czeska Wikipedia
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

poniedziałek, 12 lipca 2010

Co jest potrzebne do nauki?

Ktoś powie, że pytanie zawarte w tekście jest bezpodstawne. Tak naprawdę jednak ludzie bardzo często nie zdają sobie sprawy z jego ważności i zabierają się za naukę języka w niewłaściwy sposób. Sam zresztą parę razy popełniałem podobny błąd.
Najważniejsze kwestie to:

- motywacja - choćbyś nie wiem jak dobre materiały miał, bez niej sukcesu nie osiągniesz. Powinieneś interesować się krajem, w którym dany język jest używany, jego kulturą, lub też mieć świadomość, że język ten będzie tobie do czegoś potrzebny.

- materiał tekstowy - nie mówię tu jedynie o podręcznikach, które są bardzo ważne w pierwszym stadium nauki, ale też o czymś bardziej życiowym, takim jak np. książki czy gazety. Te ostatnie można bez trudu znaleźć w internecie w praktycznie każdym języku. Dobrze dobrany tekst ma też duży wpływ na motywację - czytając gazety możemy wybrać akurat artykuł z dziedziny, która nas interesuje, a nie użerać się z czymś czego w życiu byśmy nie tknęli nawet po polsku.

- materiał audio - wspaniale jest gdy od samego początku posiada się podręcznik i dołączony do niego materiał audio. Ale jeśli nie, to nic straconego. Jest telewizja, jest internet, jest radio. Materiał audio z tych ostatnich ma ten plus, że nie różni się prędkością od języka codziennego, podczas gdy podręczniki mają to do siebie, że często dysponują wersjami zwolnionymi. Często wydaje się, że wystarczy albo sam materiał audio albo tekstowy (sam często wpadałem w tą pułapkę), ale prowadzi to do nikąd. Bo wyobraża ktoś sobie mówienie po angielsku spędzając czas jedynie na pracy nad tekstem, tudzież pisanie mając jedynie do czynienia z językiem mówionym? Niewykonalne.

- systematyczność - uczyć się codziennie!!! Choćby 30 minut, nawet 15 jeśli już nie możesz wytrzymać ale codziennie. I robić powtórki z materiału opanowanego wcześniej (mnóstwo rzeczy umyka po drodze i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy)

- dobry wybór języka - nie łudźmy się, choćbym bardzo chciał, to raczej nie nauczę się biegle władać językiem gockim czy kaszubskim (o których niewątpliwie napiszę kiedyś artykuł). Pierwszy jest wymarły, drugim natomiast włada niestety niewielka liczba osób i w związku z tym materiału do jego nauki jest naprawdę mało. Poza tym zanim przejdziemy do jakiegoś bardziej niszowego języka warto najpierw się nauczyć tego, w którym znajdziemy naprawdę wartościowe materiały do jego nauki. Np. jeśli ktoś chciałby się nauczyć kazachskiego, ukraińskiego czy białoruskiego to doradzałbym najpierw naukę rosyjskiego, a potem ewentualne zwrócenie się w kierunku tych wyżej wymienionych. W innym wypadku można się tylko rozczarować, bo źródła do nauki języków obcych po polsku są nieco ubogie.

Jeśli spełniamy te 5 warunków to już nic nie stoi na przeszkodzie by nauczyć się języka.

niedziela, 11 lipca 2010

Witaj,

nazywam się Karol Cyprowski i od paru ładnych lat uczę się języków obcych. W trakcie tego czasu spotykały mnie różnego rodzaju wzloty i upadki.W szkole miałem nauczycieli lepszych i gorszych, którzy korzystali przede wszystkim z kiepskich podręczników dopuszczonych do nauczania przez Ministerstwo Edukacji. Ucząc się z nich otrzymywałem co prawda oceny bardzo dobre, ale również sporą dawkę frustracji, jaka wynikała z poczucia braku faktycznej znajomości języka. Bo cóż z tego, że na świadectwie widniała „piątka” skoro czułem, że jakakolwiek rozmowa w obcym języku byłaby dla mnie niemożliwa. Nastąpił jednak moment, w którym odkryłem, że znacznie szybciej mogę się nauczyć języka obcego samemu przy pomocy znacznie lepiej zbudowanych i ciekawszych materiałów niż te oferowane przez szkoły publiczne i prywatne.

Nie jestem lingwistą, ani też nie uważam się za jakiegoś wybitnego specjalistę w dziedzinie języków obcych. Po prostu je lubię i traktuję jak hobby. Posiadam też pewne doświadczenie w ich nauce i chciałbym aby ta strona okazała się pomocna dla wszystkich tych, którzy językami obcymi się interesują, uczą się ich, bądź chcieliby się uczyć, a nie wiedzą jak. Zamierzam umieszczać tu wszelkiego rodzaju porady, informacje na temat języków obcych, recenzje podręczników (wszak dobry podręcznik to podstawa) itp. - jednym słowem wszystko co zawiera się w temacie bloga.
Życzę zatem miłej lektury!